12.02.2014

Dwudziesty piąty rozdział


Szłam przez ulice mijając wielu ludzi. Z boku byli również fotoreporterzy, którzy śledzili nie tylko gwiazdy, ale także bliskie im osoby. W niektórych momentach było to strasznie męczące, a nawet wręcz wkurzając. Mimo to zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Doszłam do mojej ulubionej kawiarenki. Weszłam do środka siadając przy dwuosobowym stoliku przy oknie. Podeszła do mnie kelnerka, a ja złożyłam zamówienie i wtedy kelnerka krótko po 20-stce odeszła. Spojrzałam przez okno na miasto. Wszyscy ludzie przemieszczali się z jednego miejsca do drugiego spiesząc się by zdążyć na czas i nie zwracając uwagi, że życie ucieka im między palcami. Trochę to smutne, że w sumie są uzależnieni, a raczej jesteśmy uzależnieni od pracy i czasu, który strasznie szybko umyka. Nawet się człowiek nie obejrzy, a znowu święta, a potem wakacje i tak w kółku. Coś strasznego. Po chwili kelnerka przyniosła mi capuccinno i kawałek szarlotki, którą zamówiłam. Zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran i ujrzałam zdjęcie mojego chłopaka co oznaczało, że to właśnie on dzwoni. Odebrałam.
- Słucham cię kochanie. - powiedziałam.
- Hej. Gdzie jesteś? Wszystko gra? - zapytał. Słyszałam po jego głosie, że się martwi. I na pewno w większości przez ten list od Logana.
- Jestem w tej kawiarence, w której często lubię przebywać. Niedaleko London Eye. I wszystko jest w porządku. Chcesz to możesz przyjechać. - powiedziałam. Nie chciało mi się już przebywać samej, ale nie chciałam mu tego wprost powiedzieć.
- Dobrze, będę za 15 minut.
- Okay, to do zobaczenia niedługo. - powiedziałam i się rozłączyłam. Zabrałam się do spożywania deseru popijając go przepysznym capuccino. Gdy skończyłam jeść to akurat w tym momencie w kawiarni pojawił się mój chłopak. Podszedł do stolika, przy którym siedziałam. Wstałam bo już nie chciałam w niej siedzieć. Zapłaciłam i wyszłam razem z chłopakiem na zewnątrz. Ruszyliśmy na spacer do pobliskiego parku. Liam chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy spacerować ścieżkami parku, w którym doskonale było widać jesień. Usiedliśmy na jednej z ławek i zaczęliśmy rozmawiać. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął przytulając do siebie. Czułam się bezpiecznie przy nim i wiedziałam, że on nie pozwoli aby mi się coś stało. Zaczęliśmy wracać do domu gdy się rozpadało. Schowaliśmy się pod przystankiem autobusowym.
- Liam, chodź bo zmokniesz. - powiedziałam śmiejąc się kiedy Li wyszedł na deszcz.
- Nie, ty chodź do mnie. - powiedział uśmiechając się szczęśliwy.
- Chyba sobie żartujesz. - powiedziałam uparcie stojąc pod dachem. Liam pociągnął mnie do siebie. Zaśmiałam się.
- Pamiętasz jak pytałem się ciebie o twój wymarzony pocałunek? - zapytał.
- Pamiętam, ale co ma do tego ta sytuacja? Zmokniemy i się rozchorujemy przez ciebie, ty głuptasie. - powiedziałam trzymając go za ręce.
- To nic. Ale twoja odpowiedź brzmiała: pocałunek w deszczu, kochanie. - powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Przypomniał mi się tamten moment. Było to jeszcze wtedy gdy się nie spotykaliśmy. Początki naszej przyjaźni gdy po prostu chcieliśmy się lepiej poznać. Zadawaliśmy sobie różne pytania i wtedy właśnie padło takie pytanie. Bez żadnego namysłu odpowiedziałam, że pocałunek w deszczu.
- Pamiętam to. Początek naszej znajomości. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Zarzuciłam mu ręce na szyje, a on mnie objął w talii i zbliżył się do mnie. Pocałował mnie, a ja odwzajemniłam pocałunek. Uśmiechnęłam się podczas pocałunku tak samo jak Liam.
- Kocham cię. - powiedział.
- Ja ciebie też. Dziękuje. - wyszeptałam i znowu go pocałowałam. Następnie chwyciliśmy się za ręce i pobiegliśmy do domu bo strasznie mocno padało. Śmialiśmy się podczas tego i zachowywaliśmy jak małe dzieci. Bardzo mi to pomogło w tym momencie. Wpadliśmy do domu cali mokrzy i rozbawieni. Na przywitanie wyszli nam nasi przyjaciele.
- A wy co? - zapytał rozbawiony naszym widokiem Niall.
- No tak wyszło, że wracaliśmy do domu i się rozpadało. - zaśmiał się Liam.
- I się rozpadało? - zapytał Zayn.
- Tak jakoś. - zaśmiałam się przytulając się do Liam'a.
- Wy już lepiej nic nie mówcie tylko idźcie się przebrać bo się rozchorujecie. - powiedział Lou wtulony w plecy swojej dziewczyny. Wyminęliśmy ich i udaliśmy się na górę. Liam poszedł do siebie, a ja do siebie. Chwyciłam czyste ciuchy i weszłam do łazienki. Zrzuciłam mokre ubranie, osuszyłam się i ubrałam suche ciuchy. Wysuszyłam włosy i wyszłam z pokoju kierując sie na dół do jadalni, w której była przygotowana kolacja. Siedzieli już moi przyjaciele, a po chwili pojawił się także mój chłopak. Usiedliśmy razem przy stole i zjedliśmy wieczorny posiłek. Po tym udałam się z powrotem do pokoju. Byłam strasznie zmęczona i zasnęłam w ciuchach nawet nie wiem kiedy podczas leżenia na łóżku i rozmyślając o moich sprawach.
Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie, ale poczułam się jakoś dziwnie. Chciałam się podnieść, ale poczułam się strasznie słabo i opadłam na łóżko spowrotem. Poczułam jak dreszcze przeszły po moim ciele. Zamknęłam oczy i zasnęłam ponownie. Ostatecznie obudziłam się o 10:00. Niestety to nic i tak nie dało. Czułam się jeszcze bardziej osłabiona. Postanowiłam nie ruszać się z łóżka. Nagle w moim pokoju zawitał Liam. Spojrzał na mnie i podszedł bliżej. Usiadł na łóżu.
- Hej. Jak się czujesz? - zapytał widząc, że chyba coś jest nie tak.
- Hej. Fatalnie, chyba złapałam grype. - powiedziałam. Liam dotknął swoją ręką mojego czoła.
- Matko, jesteś rozpalona. Masz gorączkę. Zaraz przyniosę ci termometr i zmierzysz temperaturę. - powiedział i na chwilę wyszedł z mojego pokoju. Po chwili wrócił z wcześniej wspomnianą rzeczą. Podał mi, a ja zmierzyłam sobie gorączkę. Podałam mojemu chłopakowi termometr. Widziałam po jego minie, że nie jest dobrze. - Masz 39 stopni gorączki. - powiedział patrząc na mnie współczująco. - Coś jeszcze ci dolega? - powiedział siadając przy mnie i chwytając za rękę.
- Boli mnie gardło i czuje straszne osłabienie. - powiedziałam patrząc na niego słabym wzrokiem. Na prawdę bardzo się źle czułam.
- To na pewno grypa. Zaraz ci przyniosę leki. - powiedział i wyszedł z pokoju.


Liam


Wyszedłem z pokoju i pokierowałem się na dół po leki dla mojej dziewczyny. Wyglądała strasznie źle i czułem się winny, że to przeze zachorowała. Miałem nadzieję, że szybko wyzdrowieje. Wszedłem ponownie tego dnia do kuchni gdzie siedziała czwórka moich przyjaciół, a w tym brat Vanessy.
- Mamy jakieś leki na grypę? - zapytałem otwierając szafkę nad jednym z kuchennych blatów.
- Po co ci? I czemu Van jeszcze nie zeszła na dół? - zapytał Louis.
- Vanessa jest chora. Złapała ją grypa chyba po tych naszych wczorajszych wygłupach. - powiedziałem odwracając się do chłopaków. Widziałem, że Louis się zmarwił. Podszedł obok mnie i poszperał w szafce.
- Masz tutaj. Niech weźmie po jednej tabletce teraz, potem w obiad, a potem wieczorem i niech popije dużo. - powiedział Louis podając mi trzy opakowania tabletek. Wycisnąłem po jednej, nalałem wody do kubka i postawiłem to na tacy. Potem przygotowałem mojej dziewczynie śniadanie bo w końcu nie można brać leków na pusty żołądek. Ustawiłem talerz z kanapkami i herbatą na tacy obok tabletek i wody i poszełem na górę. Otworzyłem łokciem drzwi i wszedł do środka zamykając je noga. Podszedłem do mojej dziewczyny. Podniosła się do pozycji siedzącej i wtedy położyłem jej tacę na kolana. Usiadłem obok niej. Zjadła śniadanie chociaż w ogóle nie chciała. Brak apetytu podczas choroby to coś najgorszego. Potem wzięła tabletki i je popiła. Zabrałem tacę i odstawiłem na bok. Położyła się koło mnie. Było mi jej żal i to strasznie.
- Odpoczywaj. - szepnął nachylając się nad nią. Pocałowałem w czoło, podniosłem się i zabierając tacę udałem się do wyjścia.
- Liam? - usłyszałem za plecami słaby głos mojej dziewczyny. Od razu się odwróciłem.
- Tak? - zapytałem.
- Zadzwonisz do Max'a i poinformujesz go, że jestem chora? - poprosiła.
- Nie ma sprawy. Zrobię to za niedługo. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą aby odpoczęła. Odłożyłem tacę w kuchni i postanowiłem zadzwonić do Max'a. Wybrałem jego numer. Odebrał już po sugnale. Wyjaśniłem mu o co chodzi. Zmartwił się bo wyczułem to w jego głosie. Kazał życzyć Van szybkiego powrótu do zdrowia i przekazać aby się o nic nie martwiła. Była sobota więc nikt z nas nie miał planów. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Moi przyjaciele siedzieli w salonie, a ja stałem w korytarzu więc postanowiłem je otworzyć. Ujrzałem za nimi blondynkę z delikatnym uśmiechem.
- Zastałam Vanesse? - zapytała nie pewnie.
- Tak, ale Van jest chora. - powiedziałem wpuszczając ją do środka.
- A co się stało? - zapytała wystraszona.
- Ma grypę i to chyba po naszych wczorajszych wygłupach na deszczu. - zaśmiałem się. - Tak w ogóle jestem Liam, chłopak Van. - dodałem wyciągając rękę w kierunku dziewczyny.
- Alice, koleżanka Van ze szkoły. - powiedziała ściskając moją rękę. - Wiele mi Vanessa o tobie opowiadała jak jeszcze się widywałyśmy. A tak to przez telefon też dużo mówiła. - dodała czując się już chyba bardziej śmielej.
- Liam, z kim tam rozmawiasz? - zapytał Niall wchodząc na korytarz. Ujrzał blondynkę i zaniemówił.
- Jestem Niall, miło mi. - powiedział chwytając rękę dziewczyny i całując ją w nią delikatnie patrząc prosto w oczy blondynki.
- Alice, mi również. - delikatnie się zarumieniła. Już wiedziałem, że coś z tego będzie. Wystarczyło spojrzeć na ich pierwszą reakcję kiedy się zobaczyli. - Przepraszam, ale mogłabym pójść do Van? - zapytała po chwili.
- Nie ma sprawy, zaprowadzę cię. - odparł ochoczo blondyn i poszli na górę, a ja wszedłem do salonu siadając w fotelu.

-----------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 25. Jak wam się podoba? Czekam na wasze komentarze i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie.
 
W następnym rozdziale: Próba zeswatania ze sobą Alice i Niall'a przez Van i Li. Vanessa wyzdrowieje i wróci do pracy. Alice stanie się częstym gościem w domu Vanessy i chłopaków. Jeden wieczorny powrót Van z pracy przez park zmieni wszystko w życiu jej, ale także bliskich jej osób. Trauma do końca życia. To wszystko w następnym rozdziale.

4 komentarze:

  1. Aaaa.... będzie nowa para O.o

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeej. Długo mnie tu nie było, bardzo Cię przepraszam. Ale już nadrobiłam wszystkie zaległości.
    Podczas mojej nieobecności sporo się tutaj zdarzyło.
    Cieszę się, że Niall się opamiętał i skończył z narkotykami. Tylko i tak Logan tak łatwo nie odpuści.
    Boję się, że w końcu dorwie Van. Ale mam nadzieję, że nie.
    Pojawiła się nowa bohaterka, koleżanka Van ze szkoły. No ładna dziewczyna, pewnie coś będzie między nią, a Niall'em. Ale z drugiej strony czuję lekki zawód, bo gdzieś w głębi serca miałam iskierkę nadzieji, że Horan i Van będą razem. No, ale cóż. Życie pisze im inny scenariusz.
    Co do jej decyzji odnośnie skończenia szkoły na obecnym etapie, uważam za nie do końca dobry. Rozumiem, że wszystko ją przerasta, ale niewiele jej zostało tej edukacji, więc warto byłoby ją skończyć. Więc popieram zdanie jej brara. Ale to jej decyzja i nikt na nią nie wpłynie, bo jak widać była jej bardzo pewna.
    Biedna Van się rozchorowała, zupełnie jak ja. Hahaha :D
    Ale oby szybko wyzdrowiała.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Życzę Ci duuużo weny.
    Buziaki, Maarit :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuje za twój komentarz i rozumiem, że nie mogłaś wcześniej wejść na moje bloga.... Pozdrawiam ;***

      Usuń
  3. Jej. Strasznie mi się podoba, że zamieszczasz te zapowiedzi <3

    OdpowiedzUsuń